Z "KONIEM" PO MIĘSOPUŚCIE

 

(Przyczynki do opisu zwyczajów zapustnych Górali Żywieckich)

Na terenie wsi żywieckiej przetrwało do naszych czasów wiele reliktów dawnych obrzędów dorocznych, wśród których na pierwszy plan wysuwają się wcale żywotne jeszcze zwyczaje zimowe, a szczególnie korowody przebierańców noworocznych, zwanych "dziadami", "jukacami" i "ślakcicami". Zwyczaje te znalazły wnikliwe opracowanie w artykule Barbary Bazielich i Stefana Deptuszewskiego p.t. "Slakcice i dziady - widowiska zwyczajowe" (Polska Sztuka Ludowa r. 1959 nr 1-2). Obszerny opis roku obrzędowego Żywiecczyzny odnaleźć można w materiałach zebranych przez "Koło Krajoznawcze" uczniów Gimnazjum w Żywcu, pod kierunkiem profesor Jadwigi Bartoszewicz. Zbiór materiałów zatytułowany "Boży Rok" został wydany drukiem, jako dodatek do czasopisma "Orli Lot" (r. 1934). Do powyższych opracowań, a także innych przyczynków dotyczących kultury ludowej Żywiecczyzny, rozproszonych w różnych czasopismach etnograficznych, społeczno-kulturalnych i krajoznawczych warto dorzucić opis ciekawego zwyczaju zwanego "Mięsopustem" lub "Mięsopuśnikami", jaki jeszcze zachował się reliktowo na terenie powiatu żywieckiego we wsiach Sopotnia Wielka i Sopotnia Mała.

 

Zwyczaj ten związany jest ściśle, jak zresztą wskazuje jego nazwa z zapustami, które w polskiej kulturze ludowej zajmują niepoślednie miejsce. Nie wdając się na tym miejscu w dociekanie genezy "Mięsopuśników" trzeba jednak zaznaczyć, że zwyczaj ten podobnie, jak i inne zwyczaje zapustne występujące w omawianych wsiach wykazuje wiele wspólnych cech i analogii ze zwyczajami zapustnymi innych regionów Polski, jak np. Wielkopolska, Śląsk, Krakowskie). Trudno również obecnie wyznaczyć zasięg występowania tego zwyczaju na terenie Żywiecczyzny. Występował on przede wszystkim w tych wsiach gdzie tradycje "Mięsopuśników" są najsilniejsze tj. w Sopotni Małej i Sopotni Wielkiej, oraz w Żabnicy i Juszczynie, gdzie "Mięsopuśników" pamiętają bardzo starzy górale. W innych wsiach Beskidu Żywieckiego zwyczaj ten najprawdopodobniej nie był praktykowany, lub został zarzucony bardzo dawno temu. W wielu miejscowościach istnieją tradycje zapustowych przebierańców, ale maskarada ta nie ma nic wspólnego z pięknym sopotniańskim "koniem", który wędruje od domu do domu w towarzystwie fantastycznego orszaku przebierańców, w okresie zapustów, zwanych "ostatkami". Zgodnie ze starą tradycją, począwszy od "Tłustego Czwartku" sopotniańskie gospodynie dbają, aby w garnkach nie zabrakło tłustego mięsiwa, by jadło było smaczne i obfite. Co starsze kobiety wyjaśniają, że ta tłustość i obfitość jadła ma wpływ na wegetację roślin i urodzaj plonów. We wsi rozlega się muzyka i organizowane są zabawy, tak w poszczególnych domach, jak i w remizie strażackiej lub klubie. Dawniej miejscem zabaw była karczma. Kulminacyjnym punktem karnawałowych uciech są wystąpienia przebierańców zwanych "Mięsopuśnikami". Dawniej tj. jeszcze około 30 lat temu. "Mięsopuśnicy" chodzili po wsi prawie całe trzy dni, począwszy od ostatkowej niedzieli a kończąc na wtorkowym wieczorze. Współcześnie zobaczyć ich można już tylko we wtorek, w przeddzień Środy Popielcowej i to tylko popołudniu. Ograniczenie to wiąże się z zarobkową pracą uczestników obchodu, wykonywaną często poza terenem wsi. W skład grupy "Mięsopuśników" wchodzą wyłącznie mężczyźni. Powinni być to kawalerowie, ale obecnie chodzą również żonaci. W grupie jest więc "koń" czyli swoisty "sopotniański lajkonik", są "debły" w liczbie kilku, jest "śmierć" oraz dwie "pielgrzymki" a także "muzyka". Strój "konia" składa się z barwnej czapeczki w kształcie fezu z dużą ilością zwisających wstążeczek, dolepionych wąsów i warkoczyków oraz "konia", czyli zmyślnie wyrzeźbionego końskiego łba z konopianą grzywą, doczepioną do jeźdźca. Wzorzysta barwna spódnica służy koniowi jako rząd i okrywa nogi jeźdźca. Spod rzędu z tyłu wystaje konopiany ogon. Głowa konika oraz rusztowanie na którym wspiera się barwna spódnica są umocowane w pasie jeźdźca. który w swym stroju porusza się zupełnie swobodnie, trzymając w ręku krótki bat z którego strzela. "Śmierć" zaś odziana jest w białe prześcieradła, ma twarz pobieloną mąką i groźnie wymachuje kosą. "Debły" z uczernionymi twarzami. w baranich czapkach, w kożuchach odwróconych włosem na wierzch i przepasanych powrósłami ze słomy dzierżą w rękach krótkie sznurkowe bicze zwane "strzylokami" oraz "woreki" z popiołem. "Pielgrzymki" są tylko dwie. Są to chłopcy ubrani w stroje kobiece. Noszą na głowie czerwone chustki z doczepionymi różowymi kokardkami. Ramiona i plecy zakrywają wielkimi kolorowymi chustkami, najczęściej również w czerwonawej tonacji i przyodziani są oczywiście w spódnice. W ręku niosą kobiałki przeznaczone na jaja, które otrzymają w darze. "Muzykę" stanowiły dawniej dudy, dzisiaj dudziarza zastępuje harmonista. Starzy górale podają, że kilkadziesiąt lat temu w skład grupy wchodzili jeszcze "dziadek" i "babka", którzy w chustce zwanej "hajtką" nosili “dziecko", czyli szmacianą lalkę, dopraszając się datków "na dziecko" przede wszystkim u dziewcząt i kawalerów. "Mięsopuśniki" z trzaskiem i hałasem biegną przez wieś, wstępując kolejno do domów. Na czele biegnie "koń” z rzadka wyprzedzany przez "debły" trzaskające z batów i zaczepiające przechodniów, szczególnie dziewczęta. "Muzyka" towarzyszy "koniowi", a za wszystkimi statecznie podążają "pielgrzymki". Przyszedłszy do domu "Mięsopuśniki" śpiewają na skoczną nutę:

 Pokwolany Jezus Krystus prziśli my tu tańcowaj

nom sie nogi pokrziwiły, trzeja nom je naprawiaj  

Gospodarze wpuszczają ich do wnętrza domu i wtedy "konik”, "debły" i "śmierć" przy wtórze muzyki - tańcząc zataczają koło i śpiewają żartobliwe przyśpiewki, szczególnie, gdy w domu znajdują się niewydane panny.

"Mięsopustu jino dzień stoi dziwce jako pień,

stoi, stoi, bydzie stoć aż sie śniego bydom śmioć

 "Muzyka" gra, "debły" harcują po izbie, usiłują zrzucić garnki z pieca, szukają w nich mięsa i dosypują popiół. Gospodarze częstują przybyłych jadłem i wódką. Gospodyni wsuwa do kobiałek przyniesionych przez "pielgrzymki" jaja i datki pieniężne. Opuszczając dom, gdzie ich goszczono "Mięsopuśnicy" śpiewają:

 Wiśta koniu do pola ta dziewczyna nie moja,

kieby mi cie kcieli daj, uczył byk cie w karty graj

Nie zawsze jednak gospodarze okazują się gościnni i nie zawsze zapraszają "konia" do izby. "Mięsopuśnicy" dopraszają się wtedy śpiewem:

A my to cygani? Zamykocie przed nami

Adyć my to panowie mamy czopki na głowie

Rozgniewani na brak hojności gospodarzy przyśpiewują złośliwie:

Gospodarzu Kiedrozie nie trzimoj nos na mrozie

Gospodyni nie wpuści bo sie boi czeluści

W miarę rozochocenia i wypitej gorzałki przyśpiewki stają się coraz bardziej złośliwe i coraz mniej cenzuralne. W niegościnnych domach "śmierć" znaczy kredą krzyżyki na drzwiach chlewu, stajni a nawet na psiej budzie, oznajmiając ponuro: "tu cosik w tym roku zdeknie". Często przerażone złym prognostykiem skąpe gospodynie śpiesznie wychodzą z ukrycia, aby jak zwyczaj każe - wsunąć do koszyków "pielgrzymek" jaja. "Mięsopuśnikom" towarzyszą coraz to liczniejsi gapie, przede wszystkim dzieci i młodzież. Są także i dorośli. Daje to okazję do nowych "debelskich" harców. "Debły" gonią i przewracają do śniegu dziewczęta, zaczepiają wszystkich, nawet psy i konie. Późnym wieczorem, po obejściu wszystkich domów we wsi, po sprzedaniu w spółdzielczym sklepie ofiarowanych "pielgrzymkom" jajek, w domu organizatora "Mięsopuśników" odbywa się zabawa stanowiąca zakończenie karnawału. Miejscowa tradycja podaje również, że "koń" z orszakiem wędrował także do sąsiednich wsi, a także "zza gronia" z Juszczyny i Żabnicy przychodzili do Sopotni tamtejsi "Mięsopuśnicy". Jakkolwiek główną atrakcję zapustów w Sopotni stanowią "Mięsopuśnicy", nie można pominąć innych zwyczajów ostatkowych. Chodzenie "z koniem po mięsopuście" to zwyczaj, w którym uczestniczy młodzież. Zapusty góralskie znają zwyczaje w których udział brały wyłącznie zamężne kobiety. W przeddzień Środy Popielcowej, a więc we wtorek, w domach lub w karczmach zbierała się grupa kobiet, by uczestniczyć w obrzędowych śpiewach i tańcach. Zebrania te organizowały młode mężatki, których wesela odbyły się w okresie karnawałowym, poprzedzającym Zapusty. Spraszały one na poczęstunek zakropiony gorzałką dojrzałe kobiety, wkupując się poczęstunkiem w społeczność niewiast, w grono gospodyń. Po poczęstunku następowały wspólne śpiewy i tańce. W tańcach tych nie uczestniczyli mężczyźni. "Baby" tańczyły same "na len, na mak, na kapustę i kwaki", aby rośliny te, których uprawą zajmowały się wyłącznie kobiety, "się darzyły i rosły wysoko". W tańcu kobiety tworzyły dwa koła, wewnętrzne i zewnętrzne. W wewnętrznym kręgu tańczyły "młode baby" trzymając się za ręce. Zewnętrzny krąg tworzyły starsze kobiety, które również trzymały się za ręce. Oba kręgi poruszały się dookoła, ale w przeciwnych kierunkach. W czasie tańca śpiewano pieśni o charakterze obrzędowym, jak na przykład:

Nie bede sioć maku

Ani pasternaku z polejem,

Jeno wezme saty

Pójdem do komnaty z Jendrzejem

Pytał sie Jasicek

Gdziek podziała wionecek?

Nie pytoj sie Jasiu o tem,

Zbrali mi, debli po tym

Jasiu nie rozumies

Co to moja młodoś

Moja młodoś tako płocha

Kogo widzi tego kocho

Około północy do domów, gdzie tańczyły "baby" przychodzili mężczyźni wiodąc ze sobą muzykę. Początkowo zaglądali przez okna a następnie wchodzili do wewnątrz. Rozochocone kobiety porywały wtedy męski kapelusz i umieszczały go na środku izby. Otaczały kapelusz zwartym kołem i tańczyły wokół niego. Mężczyźni, chcąc odzyskać zgubę usiłowali przerwać koło i pochwycić kapelusz. Jeśli im się to udało, wtedy stawali się gośćmi kobiet, jeżeli natomiast "baby" nie dały odebrać sobie kapelusza, jego właściciel wraz z kompanami musieli się wykupić stawiając wódkę wszystkim zebranym, po czym następowała zabawa, trwająca aż do "popielcowego" ranka. Opisane zwyczaje występują coraz rzadziej i najczęściej w szczątkowych formach. "Chodzenie z koniem" ma obecnie charakter widowiskowej zabawy, a poczęstunki i tańce organizowane w domach stają się szablonowymi zabawami karnawałowymi. Tylko starsze pokolenie górali pamięta, że "Mięsopuśnicy" przynosili pomyślność, że byli zapowiedzią nadchodzącej wiosny, że "wystraszali zimę", że od ich odwiedzin zależało powodzenie w hodowli i urodzaj, a także osobiste szczęście mieszkańców domu. Chociaż obecnie w Zapusty nikt na wsi nie stroni od jadła i napitku oraz zabawy, to jednak zabiegi magiczne w rodzaju specjalnych tańców "na len i na mak" nie są już praktykowane. Powolne zanikanie zwyczajów ludowych na terenie wsi żywieckiej zaczęło się już w okresie międzywojennym. Okres okupacji, a szczególnie zarządzenia o zakazie zebrań, o wprowadzeniu godziny policyjnej oraz wojenne trudności aprowizacyjne przyczyniły się w niemałym stopniu do zaniechania obchodów zapustnych. Po 1945 roku, na terenie Sopotni chodzenie "z koniem" organizowane było nieregularnie, co dwa lub nawet trzy lata. Brakło chętnych uczestników. Organizatorami i uczestnikami stawali się już nie tylko, jak każe tradycja młodzi kawalerowie, ale też ludzie żonaci, nie rzadko starsi chętni do zabawy i przywiązani do starego zwyczaju. Pewne znaczenie ma tu niewątpliwie okolicznościowy poczęstunek oraz wspólna zabawa. W ostatnich latach nowym bodźcem do utrzymania starych obrzędów stały się przeglądy, konkursy i festiwale zespołów obrzędowych. Imprezy te wzmagają zainteresowanie rodzimym folklorem wśród mieszkańców wsi i przyczyniają się do kontynuowania dawnych tradycji także i przez młodsze pokolenie.

Żywiec, kwiecień 1968 r +Mgr Magdalena Meres

 

"Deboł" z biczem z Sopotni Małej